Przeczytałem ostatnio wywiad z prof. Andrzejem Blikle przeprowadzony przez Cezarego Łazarkiewicza (Wprost nr 51-52). Chciałbym przytoczyć tutaj jego fragment jako uzupełnienie mojego wpisu o motywacji „aby chciało się chcieć”:
„Jak sprawić, by pracownicy czuli się zaangażowani i żeby byli dumni z firmy, w której pracują?
No i właśnie: w większości firm rodzinnych to się udaje! Może to mało znany fakt, w mediach piszą bowiem o wielkich korporacjach. Jak do tego doprowadzić. Budować partnerskie relacje z pracownikami. Trzeba jednak pamiętać, że jeżeli chcesz budować partnerstwo, to nie mów o partnerstwie tylko się po partnersku zachowuj. Nie mów o zaufaniu, tylko je okazuj. Może się zdarzyć, że na początku się pokaleczymy, ale w większości przypadków ludzie to doceniają”.
Bardzo proste, głębokie i wynikające z własnych doświadczeń. Jak pokazuje historia firmy A. Blikle i tych dobrych i tych gorszych. W ostatecznym rozrachunku jednak takie podejście się po prostu opłaci. Dlaczego zatem jest to takie trudne postępowanie?
Jest takie powiedzenie: „ufaj i kontroluj”. Niestety w bardzo wielu przypadkach, z którymi miałem do czynienia pozostało tylko „kontroluj”. Dobrze jeśli kontrolowane są właściwe rzeczy mające rzeczywisty wpływ na firmę i jej efektywność, majątek, zasoby. Gorzej kiedy managerowie, inwestorzy właściciele traktują pracowników jak potencjalnych oszustów, złodziei i malwersantów. Ostre? Fakt. Co więcej w wielu przypadkach właściciele firm traktują swoich pracowników jak chłopów pańszczyźnianych, na których jedyną metodą zarządzania jest bat ekonoma. Potem dziwią się, że pracownikom brak wyobraźni. Zatrudnieni ludzie robią tylko to co im się każe nie wykazując jakiejkolwiek inicjatywy i poszanowania dla majątku właściciela, materiałów czy też narzędzi. Nie podniosą z ziemi materiału, który komuś spadł z wózka jeśli nie powie tego przełożony lub właściciel podglądający halę produkcyjną przez kamery, robiąc oczywiście karczemną awanturę wszystkim, którzy akurat się nawiną. Powstaje pewnego rodzaju spirala negatywnych zachowań. Nie ufam i to okazuję, pracownicy za to co raz bardziej czekają na dyspozycje, no bo po co będą się wychylać skoro i tak nie zostanie to docenione, a co więcej może być powodem kłopotów jeśli zrobię coś czego nie musiałem i to w taki sposób, który nie jest akceptowany. Albo też „skroję” mojego pracodawcę na delegacjach, materiale, czasie pracy, nadgodzinach skoro on „skroił” mnie na wypłacie.
Rozmawiałem niedawno z jednym z socjologów i on twierdzi, że przyczyną takiego postępowania jest chłopsko-pańszczyźniana historia naszego społeczeństwa wzmocniona latami komunizmu. Wg mnie byłoby to uproszczenie wskazujące na pewnego rodzaju determinizm i niemożność przerwania tego typu spirali zachowań. Wg mnie bardziej działa tu syndrom oblężonej twierdzy – każdy dba tyko o siebie. Ne wiadomo czy interesy pracownika, firmy, właściciela mają ze sobą cokolwiek wspólnego, bo nikt nawet nie zadał sobie trudu, by to sprawdzić. Może się to skończyć bardzo gwałtownym upadkiem firmy albo – paradoksalnie – jej względną trwałością. Istnieją przykłady pokazujące, że można inaczej z pożytkiem dla właściciela, jego firmy i pracowników.
Wywiad z Andrzejem Blikle pochodzi z książki Cezarego Łazarkiewicza „Rodzinna Rzeczpospolita” Wydawnictwo IFR. Warszawa 2014.
Osobista strona Pana Andrzeja Bliklego http://www.moznainaczej.com.pl/ . Polecam.