Niedawna dyskusja z jednym z moich partnerów biznesowych skłoniła mnie do zastanowienia się nad tym pytaniem.
Czy kierownik jest kierownikiem wtedy, kiedy ma to napisane na wizytówce? Czy wtedy, kiedy ma to napisane w angażu? Czy wtedy kiedy sam się czuje managerem, choć nie jest to oficjalnie zatwierdzone (bo i tak bywa)? Kiedy o kimś można powiedzieć że jest managerem? Co czyni kogoś managerem? I co to w ogóle za pytanie? W dzisiejszym świecie kiedy stanowiska w firmach nazywane są w najróżniejszy sposób, a rzeczywista aktywność pracownika jest odrębna od tego co ma napisane „w papierach” trudno wprost odróżnić managera od „zwykłego” specjalisty. Wg mnie to nie jest zwykła semantyka czy pusty spór ideologiczny. Ale czy to ma w ogóle jakieś znaczenie?
Uważam, że ma i to ogromne. Składa się na to kilka aspektów.
Po pierwsze, jeśli ktoś nie ma „powiedziane/napisane”, że ma czymś/kimś zarządzać to nie będzie zarządzać nawet jeśli nam i wszystkim wokoło wydaje się, że powinien. Tak już jest, że bardzo rzadko pracownik sam z siebie weźmie na siebie obowiązki, których mu nie powierzono. Jeśli taka osoba się znajdzie i jeśli macie taką osobę w zespole wspierajcie ją bo to jest skarb. Z drugiej strony należałoby się zastanowić dlaczego, jeśli wszystkim dookoła wydaje się że dana osoba powinna czymś/kimś zarządzać, a ona tego nie robi? Co jej przeszkadza? Najczęściej nie, wie że ma to robić.
Mogą zdarzyć się również sytuacje, w których ktoś, nawet jeśli ma „powiedziane/napisane” że powinien czymś/kimś zarządzać, tego nie robi. Określenie czy jest złym kierownikiem nie jest zazwyczaj proste. I dotyka podstawowej kwestii – czy organizacja, właściciel, zarząd umożliwia kierownikowi zarządzanie? Czy dana osoba otrzymała narzędzia i wsparcie aby być skutecznym kierownikiem? Czy jego decyzje i działania są akceptowane czy są postponowane przez przełożonych. Czy podwładni „omijają” nominalnego kierownika dlatego, że sobie nie radzi, czy dlatego, że wiedzą, że i tak jego decyzję będą podlegać weryfikacji. Im dłużej taka sytuacja trwa tym bardziej rośnie frustracja u wszystkich. U przełożonych bo de facto wykonują pracę danego kierownika, u podwładnych bo on i tak nic nie może. W końcu u danego kierownika bo nie wie po co jest.
Zastanówmy się zatem po co kierownik jest? Jest po to aby:
- Zaplanować pracę
- Przydzielić pracę
- Udzielić instrukcji
- Skontrolować
- Przekazać pozytywną ocenę
- Udzielić pomocy
- Rozwiązywać problemy
- Przekazać negatywną ocenę
- Zaraportować
To jednak nie wszystko. W tym miejscu warto przypomnieć czym jest zarządzanie. Peter F. Drucker w swojej książce „Management Challanges for The 21st Century” przedstawia paradygmat zarządzania następująco: „Funkcją zarządzania jest dbałość o wyniki organizacji. Celem zarządzania jest zdefiniowanie oczekiwanych wyników, a następnie taka organizacja dostępnych zasobów, która jest w stanie zapewnić osiągnięcie tych wyników.” Zarządzanie jest zatem działalnością celową. A kierownik jest odpowiedzialny za wyznaczenie i realizację celów. Kluczowym słowem wyróżniającym Kierownika jest właśnie ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Przede wszystkim za realizację celów. Kolejny element to zasoby. Kierownik musi mieć czym zarządzać. Jest bowiem odpowiedzialny za zasoby, które mu podlegają (w tym ludzi). Za proces, którym zarządza. Za jakiś obszar, w zdefiniowanych granicach. Podstawą zarządzania danego kierownika jest określenie granic jego odpowiedzialności. I u dochodzimy do pytania początkowego pytania, dlaczego tak ważne jest zidentyfikowanie i zdefiniowanie kierowników w organizacji. To kierownicy są tym elementem mechanizmu zarządzania, który zamienia cele i oczekiwania na pracę i działanie, w ramach swojej zdefiniowanej odpowiedzialności.
Na koniec podsumowanie. Jeśli ktoś nie czuje się za coś odpowiedzialny nie będzie kierownikiem. Nie to, że będzie złym kierownikiem. Nie ma złych kierowników. Albo ktoś kierownikiem jest i jest za coś odpowiedzialny i tak organizuje zasoby aby jak najlepiej realizować swoje cele albo kierownikiem nie jest.
Być może dla niektórych to będzie oczywista oczywistość jednak obserwowana przeze mnie rzeczywistość polskiego biznesu jest daleka o tych wydawałoby się spraw podstawowych.